Dwie Córki

Dwie Córki

środa, 27 sierpnia 2014

11

Korzystając z okazji, że mi dziś dziecko jakoś podejrzanie długo śpi, napiszę jeszcze, że wczoraj mieliśmy z Małżonem rocznicę pierwszej randki.

11 lat temu na piaszczystej wydmie w Międzyzdrojach podziwialiśmy nasz pierwszy, wspólny zachód słońca. Paweł usiadł na obsikanym piasku, ja ubrałam powycinaną, czarną bluzkę, z obozu dochodziły do nas dźwięki koncertu Oceanu (nasza piosenka k l i k zagrali nam ją akustycznie z dedykacją na ostatnim koncercie we Wrocławiu - nie ma to jak znajomości;) ).

Rok temu, z drugim bobasem w brzuchu, pojechaliśmy do Międzyzdrojów na weekend świętować dekadę naszego związku. Razem z moją przyjaciółką Anią (którą najpierw na rzeczonym obozie 11 lat temu usiłował poderwać mój obecny małżonek) i z jej obecnym ukochankiem, Mariuszem, spędziliśmy trzy dni odwiedzając "nasze" miejsca, żrąc gofry i wspominając, co to było, kiedy to było, czy to prawda, że kiedyś byliśmy tacy młodzi?

Półmetek

Jeszcze nigdy czas nie leciał mi tak szybko jak teraz. Najwspanialsze wakacje trwały dłużej niż kolejne miesiące w 2014 roku. Dłużej pisałam maturę i dłużej trwały moje studia. 
Nie wiem co się dzieje, ale w tym tempie jutro obudzę się z 50tką na karku, a wokół gromada wnuków będzie siać chaos i zniszczenie.

Właśnie skończyła się pierwsza połowa mojego rocznego czasu dla bobasa. W zasadzie prawie siedem miesięcy. Dawniej macierzyński byłby już wspomnieniem, teraz luksus, który, cholera, i tak za szybko leci!!! 

Rok z dzieckiem to takie minimalne minimum - ze Starszakiem w domu byłam 2,5 roku, potem poszła do przedszkola, a ja miałam czas dla siebie. Na pracę, na rozwój zawodowy, w końcu - na założenie własnej firmy. Teraz jestem na półmetku i wszyscy pytają mnie "kiedy wrócisz do pracy?", a ja nie wiem. Nie chcę. 

Przez 6 lat byłam sama - moje rodzeństwo pojawiło się późno, za to hurtem - najpierw brat, za chwilę siostra. Duża różnica wieku ma swoje plusy i minusy, np. brat czytał i pisał w wieku 4 lat, bo starsza siostra go cisnęła, ale nie o tym tutaj teraz.
Przez te 6 lat Mama i Tata pracowali zawodowo, a mną opiekowała się Babcia. Najlepsza Babcia pod słońcem. Mam dzięki niej piękne wspomnienia z dzieciństwa i nie tylko, bo później też - cały czas była obecna w moim życiu, aż do 2010 roku, kiedy miała wypadek.. ale też nie o tym tutaj, teraz.

Jak już wszystkie dzieci były na świecie, Mama i Tata założyli firmę, razem. Od tamtej chwili stali się przedsiębiorcami, sami sobie regulowali czas pracy. 

I właśnie wtedy zaczął się najwspanialszy okres. Mama i Tata zawsze mieli dla nas czas. Trójka dzieci to wyzwanie, mimo wszystko - ale nie mogę sobie przypomnieć choćby jednego momentu, kiedy nie moglibyśmy na nich polegać. Zawsze odwozili nas do szkoły, jak nie Mama to Tata, choć częściej Tata - Maluchy do przedszkola, ja do szkoły. Jak bardzo nie mogłam doczekać się, kiedy te małe szkodniki zaczną się wreszcie same w tym przedszkolu rozbierać z butów i kurtek, żeby Tata nie musiał wchodzić z nimi, i żebym ja się nie spóźniała do szkoły. Teraz szkodniki mają skończone 20stki, a ten okres przedszkolny to tylko jakaś kropka na osi czasu, mgliste wspomnienie z ery dinozaurów.

Mama i Tata zawsze mieli dla nas czas. Zawsze ktoś nas zawoził, odbierał ze szkoły. W domu zawsze był ciepły obiad, nie byłam dzieckiem z "kluczem na szyi" (chyba, że chciałam, bo to było takie "samodzielne"). Mama wstawała z nami rano, robiła kanapki do szkoły, w liceum piłyśmy razem poranną kawę. Trzeba było zawieźć bagaże do ośrodka harcerskiego w lesie? Jechała moja Mama. Trzeba było zrobić stroje na bal przebierańców? Robiła je moja Mama. Trzeba było córkę z imprezy zawinąć, bo się bała sama wracać? Tata w nocy o północy, nigdy nie odmówił. W piżamie, w laćkach, burczący, ale zawsze był. Kończyłam szkołę o 14:00? No problemo, Mama mogła po mnie podjechać. Okulista po szkole? Towarzyszyła mi. Nie było sytuacji, w której zostawili by mnie, nas, samych. Nie było sytuacji, kiedy nie mogliby wyjść z pracy, bo szef stoi nad głową do 17:00. Bo nie da dnia wolnego na przedstawienie w szkole. Bo każe robić nadgodziny, więc skrzydła na Jasełka majstruje sąsiadka. 

Moja mama mówi mi teraz "to jest czas dla dzieci, potem będzie czas dla Ciebie". 

Bo ja też chcę być takim rodzicem. Chcę móc odbierać bobasy ze szkoły bez jęzora wywieszonego do pasa, bo akurat "coś" mnie zatrzymało dłużej w pracy. Chcę mieć czas na zrobienie przebrania na przedszkolny bal karnawałowy. Chcę iść na przedstawienie z okazji Dnia Matki. 

Świat zwariował, a wyścig po hajs, mamonę, lepszy standard życia trwa w najlepsze. Mija pół roku a najlepiej żebym dała Młode do żłoba i wróciła do pracy. Wiem, że czasem mamuśki wyboru nie mają, wracają, bo rachunki same się nie zapłacą. Ale ja dziś nie chcę jeszcze o tym myśleć. Chcę mieć jeszcze pięć miesięcy spokoju. Chcę cieszyć się czasem spędzonym z córkami, nie martwić się o to, co będzie potem. Chcę być Mamą na cały etat. Myśleć "co będzie później", będę później.

środa, 20 sierpnia 2014

Gdzie jest wtorek?

Ktokowiek widział, ktokolwiek wie? Bo mnie się wydaje, że dołączył do zaginionego czerwca i lipca - siedzą w barze, piją browary i się ze mnie śmieją.

Niedawno chwaliłam się, że każdego posta tu na blogu piszę od ręki. Tia.. Powiedzmy, że tak było. Teraz mam zaczętych chyba z pięć, których, no całkiem poważnie! - nie mam kiedy dokończyć.

Gdzie jest wtorek? Nie wierzę, że był wczoraj. We wtorek miałam już na pewno coś napisać. O wakacjach u dziadków, o odpuście na wsi, o bardzo miłym popołudniu, które wydarzyło się totalnie spontanicznie.

Co się dzieje? Czy ktoś zatrzyma wreszcie świat? Nie wysiadam, o nie, ale potrzebuję pauzy. Ciszy, kawy, spokoju, chwili na przemyślenia, i drugiej chwili aby to wszystko przelać na bloga.

niedziela, 17 sierpnia 2014

Wczoraj

Tak, to data którą należy zapamiętać. Kolejna i nie ostatnia. 
Dalia  r a c z k u j e . W wieku 6 miesięcy i 5 dni ruszyła z miejsca. 

Jestem totalnie nieprzygotowana!!! 
Myślałam, że mam "wolne" jeszcze z dwa miesiące, a tu taki psikus.

Brawo, córeńko!

poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Sześć miesięcy

Pół roku temu przyszła na świat moja Druga Córeńka. Urodziła się w domu, z asystą Położnej i wsparciem Małżona. Muszę tu w końcu napisać o porodzie:)


Dziś Bobas ma dwa zęby, potrafi usiąść, czołga się, śpiewa, chichra w głos i jest najszczęśliwsza jak tylko Starszak pojawia się na horyzoncie. Nadal się cycujemy, nie mamy wózka, nosimy się w chuście i Tulaku. Rozszerzanie diety rozpoczęłyśmy spontanicznie od loda mango, którego złapała i wsadziła do buzi zanim zdążyłam się zorientować co się dzieje. Teraz trzęsie się na widok piętki z chleba i nie można przy niej w spokoju zjeść kanapki. Ale jako tako BLW jeszcze nie zostało wprowadzone.

Ma przedziwne oczy. Na pierwszy rzut wydają się brązowe, a jak się człek dokładnie przyjrzy to widzi, że obwódka jest szara, a im bliżej środka barwa zmienia się w zielono-brązową. I też nie zawsze. Mam wrażenie, że kolor jest ściśle związany z nastrojem bobasa.

Jest prześmieszna, kiedy leżąc na brzuchu obraca dłoń kciukiem do dołu i zaczyna nim uderzać w podłogę. Minę ma przy tym zaciętą albo wręcz przeciwnie - chichroli się zawodowo. Dziadek Wojtek mówi, że bawi się w Rzymian w czasach Koloseum i odwróconym kciukiem daje wyraz swej dezaprobaty;)

Co poza tym? Dalia uskutecznia kreatywne drzemki, namiętnie gryzie mój duży palec u stopy, nadal nie lubi jeździć samochodem, za to uwielbia towarzystwo innych dzieci, jest bardzo otwarta na nowe rzeczy, miejsca, ludzi. Rozsyła uśmiechy, pokazując dwie wystające dolne jedynki, zaczepia, łapie, domaga się uwagi. Ssie paluchy, smoczkiem rzuca dalej niż widzi. Lubi wodę, a kąpiele z Siostrą to najprzyjemniejsza część wieczornych rytuałów. 

Niebawem wyprowadzi się z sypialni do pokoju, który będzie dzielić razem ze Starszakiem. Za dwa tygodnie zaczynamy remont. Matka lubi remonty, w przeciwieństwie do Pana Ojca;)

niedziela, 10 sierpnia 2014

Matki Polki Blogujące

Wstrzymałam się ostatnio z pisaniem choć głowa pęka od nagromadzonych myśli. 

Zaczęłam się zastanawiać nad fenomenem blogów parentingowych - czy to znak czasów, że każda matka zostając matką zakłada swoje miejsce w sieci, czy może tak było od zawsze, ale że nie interesowałam się tematem to nic nie zauważałam?

Do reszty pochłonął mnie Instagram. Uważam, że jest to najlepsze, współczesne narzędzie social media. Mimo którkiego stażu poznałam tam wiele ciekawych i sympatycznych osób, w tym matki blogujące. 

Zaczęłam rozmyślać dlaczego założyłam bloga? Jaki jest sens w prowadzeniu pamiętnika online poza oczywistym, pamiątkowym? Czytałam, że każda blogerka ma cel finansowy, chce dostawać gratisy, chce zarabiać na blogu - w przeciwnym wypadku założyłaby bloga prywatnego albo pisała w notatniku, ewentualnie ręcznie w zeszycie zamykanym na kłódkę, i chowała go pod poduszkę... Czy ja też?

Jednocześnie ciekawi mnie fenomen blogów, zwłaszcza tych wychodzących spod mamowych rąk. Część z nich jest naprawdę interesująca, zabawna, opisuje i poleca fajne miejsca, pisana jest poprawną polszczyzną - lekko, przyjemnie, przystępnie. Natrafiłam również na blogi poczytne, z dużą ilością czytelników, z których... uciekłam. Nie byłam w stanie przebić się przez opisywane treści, ogrom reklam i ciężką rękę narratora. I tak sobie myślę - na czym polega ten fenomen? Że nagle znajduje się rzesza czytelników, komentatorów, fanpage facebookowy i instagram aż kipią od "czy widzieliście już nowy wpis?". No, nie widzieliśmy, więc klikam i... odpadam. Ani to ciekawe ani odkrywcze, ani nie porywa treścią i językiem. A jednak sukces.

Swoją drogą blogi parentingowe napisały już chyba o wszystkim. Każdy temat został poruszony sto razy. O ciąży, porodzie, połogu, karmieniu, wychowaniu. A także o ubraniach, stylizacjach bobasów, gadżetach niezbędnych, akcesoriach domowych. Oraz, dla odważnych, tematy kontrowersyjne: kp vs. mm, sn vs. cc (taaak, te literki bywają kluczowe). Jakieś kłótnie się tu nawet zdarzają - "bo Ty napisałaś to samo co Ja pół roku  temu":) Stąd moje rozkminy - czy ja też tego chcę? Czy zakładać fanpage na facebooku, czy zacząć pisać codziennie miałkie posty, tylko po to żeby pisać? Nie wiem czy to droga dla mojego bloga. Na pewno chciałabym go przenieść gdzieś, gdzie szata graficzna będzie ładniejsza, gdzie będę miała więcej możliwości. 

Na pewno napiszę tu jeszcze o porodzie, połogu i karmieniu piersią (jeszcze raz). I na pewno cieszy mnie trzycyfrowa liczba odwiedzających. Ale czy to właśnie jest ten kierunek w jakim chcę rozwijać pisanie o Dwóch Cókach?

piątek, 1 sierpnia 2014

Koniec przedszkolaka

Właśnie dziś skończyła się przygoda z Akademią Maluszka. Olga była tam pierwszym przedszkolakiem, bo to była świeżutka, nowiutka placówka rozpoczynająca działalność. Był maj 2012, Olga miała 2,5 roku. Przez pierwszy tydzień spędzała tam 5-6 godzin, a że od razu się zaaklimatyzowała i bardzo jej się tam spodobało - to po co miała przejmować się tak przyziemną kwestią jak jedzenie? Nie jadła nic. NIC. Po prostu. Szok, niedowierzanie, a jednak przeżyła. Nikt jej do niczego nie zmuszał, pojawiły się inne dzieci i nagle wszystko zaczęło smakować. Nawet szpinak (w to uwierzyć najciężej, chyba poproszę o nagranie z monitoringu).

Nauczyła się wiele, zawiązała przyjaźnie i nawet jedno pierwsze, przedszkolne love ("mamooo, ale Wojtek nie chce się ze mną bawić i na dodatek traktuje mnie jak konia!" wtf?!). Miała dwa Bale Karnawałowe, wycieczki do parków, brykanie na placu zabaw. Przetrwała zabawy z pluszowym kotkiem podczas leżakowania; raz nawet gdy kotka brakło znalazła mu zastępstwo w postaci plastikowego klocka. Taaak, tak, moja starsza córka odkryła, w jaki sposób bycie dziewczynką może być przyjemne;)

Pożegnanie urządzili jej z pompą. Była korona ze sreberka, kwiaty z bibuły, balony i kosz laurek od innych przedszkolaków. Książki, kolorowanki, kredki. Matka piekła dzień wcześniej babeczki, dla chłopców w niebieskich papilotach, dla dziewczynek w różowych. Rano dostałam misje zaplecenia najpiękniejszego warkocza ever, a deszcz za oknem spowodował smuteczek, bo nie można było założyć pięknej sukni...


Nagromadzenie pozytywnych emocji u tego mojego małego wrażliwca wywołał reakcję obronną - orzygoliła się cała, bidulinka, a w domu leżała do wieczora na kanapie jak pies Pluto oglądając bajkę i popijając orsalit. 

Teraz wakacje, a od września - z e r ó w k a. Nowe miejsce, nowi przyjaciele, nowe otoczenie. Po drugiej stronie ulicy. Będziemy ją zaprowadzać w kapciach.