Dwie Córki

Dwie Córki

wtorek, 30 września 2014

Nie pogadasz

- Powiesz mama?
- Baaabababaaaaaa
- A tata?
- Babababababaa
- Olga?
- Babab-b-bba
- Baba?
- Baba!

Czy to pierwsze słowo? ;)

sobota, 20 września 2014

Historia prawdziwa

Mam dwie córki i dwa całkiem różne "schematy" macierzyństwa. To takie dziwne, jak wszystko w głowie potrafi się zmienić.

Po pierwszym macierzyńskim miałam wrócić do pracy. Bardzo chciałam, bo miałam bardzo dobrą i rozwijającą posadę. Wiedziałam, że mogę dużo osiągnąć i że przede mną same sukcesy. Brzmi narcystycznie, ale tak właśnie się wtedy czułam. Że to moja wielka szansa na karierę w branży. Że jestem świetna i jeszcze wszystko przede mną.

Wszechświat miał inne plany, a konkretnie Babcia, która w ostatniej chwili zmieniła zdanie w sprawie opieki nad Starszakiem. Żłobka ani opiekunki jakoś nie byłam sobie w stanie wyobrazić. 

Więcej opcji się na horyzoncie nie ukazało - zostałam więc w domu.

I choć popełniłam wiele macierzyńskich błędów (a przede mną jeszcze wiecej), to z jednego jestem dumna - to JA wychowałam swoje dziecko. Nie babcia, nie żłobek i nie opiekunka. 
Byłam przy pierwszym kroczku, usłyszałam pierwsze słowo. Nikt mi nie wysłał smsa z informacją "twoje dziecko właśnie zrobiło siku do nocnika", bo JA przy tym byłam. 

I jestem dumna. A najbardziej w takich momentach:

Odbieram Starszaka z przedszkola, po drodze spotykamy Pradziadków, wchodzimy do osiedlowego po mleko na naleśniki. Starszak woła:

"Babciu, babciu, zobacz, ja czasem piję takie właśnie soczki z rurką!"
"Dobrze, to Ci kupię, chcesz?"
"Ooo nie, nie, nie dzisiaj"
"Ale mogę Ci kupić"
"Dzięki babciu, nie trzeba, chciałam tylko pokazać"
"Kupić Ci?"
"Ochh, no dobrze to spytam mamy. Mamooo, babcia chce mi kupić soczek, mogę?"


To właśnie są te chwile, kiedy nie żałuję tych ponad dwóch lat, które poświęciłam tylko Jej.

wtorek, 16 września 2014

Remont-sremont

To wszystko miało się już dawno skończyć. To, co dzieje się teraz, miało dziać się w drugiej połowie sierpnia. Oczywiście sprawa się rypła, a rzeczy generujące chaos i syf wszechobecny jak zwykle twierdzą, że mała obsuwa jeszcze nikomu nie zaszkodziła.

Otóż tym razem było inaczej. 

Wiedziałam na co się piszę. Wiedziałam, że Starszak zaczyna nowe przedszkole, że Małżon wyjeżdża w delegacje, że Magik Remontowy będzie na mojej głowie. Ja sobie z tego wszystkiego zdawałam sprawę. Ale to wszystko okazało się trudniejsze niż założyłam.

Mamy małe mieszkanie. Dwa pokoje. Jeden aktualnie wyłączony z obiegu. Kiedyś to była nasza sypialnia - fajnie było mniej więcej do czasu, jak sobie uświadomiliśmy, że cholera przecież my chcemy mieć dzieci. Gdzie? Jacy idioci kupują tak małe klity? Zawsze mnie to zastanawiało i o proszę, odpowiedź miałam pod nosem. Szczęście w nieszczęściu salon okazał się duży i ustawny, tak, że udało nam się wygenerować całkiem przytulny kąt sypialny, że mogliśmy postawić tam normalne łóżko, bez konieczności skazywania się na spanie kanapowe. Młode teraz ma tam też swój minikącik łóżeczkowy.

Mała retrospekcja: Starszak dostał swój prywatny pokoik mniej więcej w wieku 5 miesięcy. Wnętrze ewoluowało - mimo swego niewielkiego metrażu (tam jest chyba 3x6m) zmieniało się kilkakrotnie, w zasadzie nie do poznania. Najpierw różowe ściany z rzędami mebli po obu stronach, starą sofą po siostrze w spadku i łóżeczko szczebelkowe. Potem błękitno-różowo-fioletowe ściany przywitały prawiedorosły tapczanik, obrotowe krzesło, huśtawkę i mini stoliczek z krzesełkami. Powstała również tablica, wymalowana przez Matkę, na szczycie której siedziały sowy. I tak to było przez prawie 3 lata. Nieco ponad rok temu mini tapczanik został zastąpiony dorosłym łóżkiem. Meble moje jeszcze panieńskie tam stoją - są pięknie wykonane, proste, sosnowe, nie wyobrażam sobie, że się ich pozbywam. Więc remontowy jeden problem z głowy - szafa i komoda zostają, nie trzeba wybierać nowych mebli.

Gdy pojawiło się Młode od razu wiedzieliśmy, że coś trzeba będzie znowu z tym pokojem zakombinować. I tak oto wracamy do początku tego posta - bo zakombinowaliśmy. Córkę Drugą trzeba wyprowadzić z salono-sypialni, a więc pokoik musi zostać dostosowany do potrzeb zarówno bobasa jak i zerówkowicza. I wszystko sprowadza się do tego cholernego remontu, który trwa już tydzień, a końca nie widać! Co można robić w takim maleńkim pokoiku??? Ano jak widać można..

W czwartek przyjeżdża stolarz montować łóżko, więc widać światełko w tunelu. Małżon wraca w sobotę i do tego czasu chciałabym mieć względnie ogarniętą chatę. Tymczasem mam szafę na stole i kanapie, a Dalia raczkuje między kartonami, tarzając się jednocześnie w pyle z gładzi. Starszaka wysłałam na przymusowe wakacje do Babci, przedszkole, trudno, tu się nie da żyć. 

Kończ Pan, Panie, te gładzie, regipsy i malowanki! Wiem, że będzie pięknie, ale jak kolejny raz wycieram ten pył, te kawałki tynku wciągam odkurzaczem, ten obiad jem na mieście, bo nie mam gdzie go ugotować - to się pytam, na co mi to było...


czwartek, 11 września 2014

Lucky number seven

To małe Bobo skończyło dziś siedem miesięcy. Matka w prezencie dostała okres. Dziękuję, dobranoc;)

Padam na twarz. Zachciało Ci się remontu, cierp teraz. W domu syf nieziemski, w salonie tetris, szafa częściowo na stole, częściowo na kanapie. Zupy po ludzku, na krześle nie zjesz. Ale o czym ja piszę, nie mam gdzie tej zupy ugotować. Kiedy ostatnio jadłam obiad? Chyba w weekend, u Mamy..

Pan Ojciec za oceanem. Matka babra się w pyle z gładzi, Starszak u Babci, Młode raczkując ściera kurz z podłogi. Tak wygląda nasze życie w tym tygodniu. Nie mam netu, bo Magik Remontowy rozkręcił gniazdko, a kupując to mieszkanie nie przewidzieliśmy w planach, że ktoś nam kiedyś zabierze sypialnię - dlatego jedno jedyne netowe gniazdko zrobiliśmy właśnie tam. Teraz Matka McGyver podłącza się przez trzy przedłużacze i usiłuje sklecić trzy zdania.

Wczoraj zaliczyłam zebranie przedszkolne. Jestem w trójce grupowej, tak jak moja Mama. Historia lubi się powtarzać. 

piątek, 5 września 2014

Sierpień pożegnał nas słońcem

Wrzesień przywitał nas deszczem.

Wakacje się skończyły, urlopy, wyjazdy, to już wspomnienie. Zaczął się intensywny czas, zmiany, remonty, delegacje. Próbuję pozbierać myśli do tego posta, ale już widzę, że będzie chaos. Staram się uporządkować wydarzenia "ku pamięci", więc to raczej będzie post nicniewnoszącydoblogosfery:)

Staszak w nowym przedszkolu. Zerówka - to brzmi dumnie! Nowe miejsca, nowe panie, nowe dzieci. Tydzień za nią i mogę powiedzieć: jest dobrze. Pierwszy dzień źle się zaczął, emocje sięgnęły zenitu, budynek przedszkola wypełniony był przejętymi dorosłymi i płaczącymi dziećmi. Nastrój udzielał się wszystkim, a atmosfera była ciężka. Szalę goryczy przelała nowa pani, która w ogóle nie interesowała się wchodzącymi do sali dziećmi, Olga zaczęła chlipać, a ona nawet do niej nie podeszła. Zostawiłam ją i wracając z Młodą w chuście sama kilka razy pociągnęłam nosem. Dodatkowo okazało się, że jest w grupie z 6-latkami! Oj, tego już wtedy było dla Matki za wiele...
Na szczęście "strach ma tylko wielkie oczy" i wszystkie obawy minęły. Dziecina zadowolona=matka spokojna.

______________________

Cały sierpień Starszak spędził z Dziadkami. Pierwsza połowa miesiąca u jednych, potem z drugimi w podróż do agrotustyki na Jurze. Wakacje zdecydowanie na plus, a my, rodzice, pozostawieni z jednym dzieckiem, przypomnieliśmy sobie jak to mało było kiedyś do roboty.



15 sierpnia - data szczególna - odpust w małej wioseczce, na który jeździłam z moim Dziadkiem, a potem on, jako dumny Pradziadek zabierał tam Starszaka. Udało się dwa razy, a w tym roku nastąpiła zmiana warty - pałeczkę "odpustowego dziadka" przejął mój Tato. 

A mnie ścisnęło serce po raz kolejny - za szybko przemijamy, za szybko odchodzą Ci, których kochamy najmocniej i najbardziej nam ich potem brakuje. Nie ma dnia żebym nie myślała o Dziadku Kaziku i o tym, że doceniamy ludzi i ich wartość dopiero jak od nas odejdą (k l i k).