Dwie Córki

Dwie Córki

środa, 29 października 2014

Jestę blogerę?

Nie nadaję się do tego interesu. Nie mogę obiecywać nowych postów, skoro nie wiem na pewno czy znajdę czas by je przygotować. Jak inni blogerzy sobie radzą w tej materii? Bo ja nie dam rady zarwać teraz nocki i wygłaskać na cacy nowy wpisik, a następnie ogłosić światu, że "już można klikać". 

Na przeprosiny jedna focia, a post o Naszym Moście z pięknymi zdjęciami Łukasza Sulki z pewnością pojawi się niebawem (i poinformuję, że JUŻ JEST, a nie, że dopiero się tworzy - mam nauczkę).


czwartek, 23 października 2014

Taki lajf

Ostatnie dni mijają mi w szaleńczym tempie pomiędzy kuchnią, łazienką, pralką a zmywarką. Mąż wrócił i mimo, że tęskniłam bardzo teraz najchętniej wysłałabym go do Honolulu. Jest zimno, ale jeszcze nie-tak-zimno żeby włączyć piec (gazowy, sic!) więc wysuszenie prania graniczy z cudem. Ten cud piętrzy się w łazience i ledwo się go pozbyłam z podłogi, a już widzę, że wysypuje się z kosza ponownie. Zmywarko, działaj jak najdłużej, bo gdybym po całym dniu miała jeszcze walczyć z garami, dawno wyszłabym z siebie i stanęła obok. Blw-baby jest genialne, szama wszystko, chętnie, ze smakiem, dziś nawet miniwidelcem dziabała w pulpeta, ale syf jest przeokrutny. I kto go sprząta? Marysia. Marysia się nie postarała, podwyżki nie będzie. Chcę taką Marysię:( No bo jasne, że JA! Matka! Matka polka umęczona, ze szmatą, na kolanach. Piorę, sprzątam, gotuję, i jeszcze ostatnio chodzę po lekarzach. Bo o ile infekcje oddechowe, odpukać, omijają nas szerokim łukiem, tak skórne dają w dupę. Starsza infekuje Młodszą, i tak w kółko, jedno się zaleczy, drugie wyłazi. Dziś do kompletu doszło oko, nie wiadomo czo to, ale wyleczyć trzeba, bo ropieje, jest spuchnięte i czerwone - Starsze może z powodzeniem grać zombie w Halloween.

Ten, kto nazwał macierzyński urlopem z pewnością był mężczyzną. Chcę na wakacje!

niedziela, 12 października 2014

Na nieznanych wodach

I to już od miesiąca - tak mi właśnie idzie z pisaniem. Mam w głowie plątaninę pomysłów, myśli wartych przekazania, treści, które chcą wyskoczyć spod kopuły i trafić w internety, ale... banał, ale po prostu doba jest za krótka. 

Czasem marzę, aby dzień się już skończył, jestem niemiłosiernie zmęczona, bezsensownie zirytowana, chcę wskoczyć pod kołdrę, a wcześniej najchętniej chlapnąć browara na ukojenie nerwów. A zwykle gdy burza mija, ja się wysypiam, moje Córki wstają z łóżka prawą nogą, wtedy myślę sobie ojenyyy czas za szybko zasuwa.

Napomknęłam już gdzieś wcześniej, że moje dwie córki to dwa zupełnie różne modele macierzyństwa. Inaczej urodzone, wykarmione, zaopiekowane, inaczej wychowywane. Zimny chów Tracy Hogg kontra totalne rodzicielstwo bliskości. Poród szpitalny z widownią kontra domówka z mężem i położną. Karmienie mieszane, smoczki, butelki, proszki, krople, cudawianki kontra cycek, bufet czynny 24h/dobę. Nocnik od 6 miesiąca kontra zatykanie nosa kilka razy dziennie i walka z pieluchową zawartością. Słoiczki łyżeczką kontra żrem co chcem, rozpierducha na całego, blw, jem sama, wszystko, wszystko dobre, daj jeszcze.

Od miesiąca jestem na etapie - ojezu jak się karmi takie duże dziecko?! Bo Starszak od drugiego miesiąca był karmiony mieszanie, w myśl tezy pani doktor "te wielkie piersi mają mało mleka" - podobno cud, że mimo butli utrzymałam laktację do 7 miesiąca.

Teraz karmię dalej. Minął nam ósmy miesiąc. Bywało kiepsko. Płakałam, bolało, piekło, krew się lała. Gdyby nie pomoc laktacyjna, mówię otwarcie - nie dałabym rady. Bardzo chciałam karmić, ale bolało zbyt mocno, zbyt wiele kosztowało mnie to nerwów. Gdybym tamtego dnia nia zadzwoniła po Julię i gdyby ona nie mogła do mnie przyjechać, byłabym teraz w innym miejscu. A potrzebowałam jedynie zmiany pozycji do karmienia, a Młoda głębszego łapania cyca. Tak niewiele, a jak wiele! 

Nie karmiłam dziecka z tyloma zębami. Starsza miała dwa dolne jak przestałyśmy się cycować (wstała pewnego dnia i odmówiła porannego cyca - to był koniec, z dnia na dzień), a Młode już ma trzy, w tym jeden górny i muszę powiedzieć, że jest dziwnie. Szkrobie mnie, szura, gryzie. No kurde boli! Nikt mnie nigdy nie gryzł w suty;) Jest dziwnie.

Nie przewijałam nigdy takiego dużego dziecka. Starszak siedział na nocniku od 6ego miesiąca, w myśl tego, że dziecko daje sygnały, że chce się załatwić - dawała, ja ją wysadzałam, w końcu załapała, w wieku 1,5 roku biegała bez pampka, w wieku 2 lat pożegnaliśmy pieluchę nocną. Z Młodą nie mogę się zebrać!!! Wiem kiedy idzie dwójka, ale jak pomyślę, że muszę ją rozbierać i kombinować to mi się odechciewa, choć za chwilę i tak muszę, bo przecież trzeba dupsko umyć. Nie wiem, opór jakiś.

Myję podłogę dwa razy dziennie. Kto to widział, Starszak kulturka z łyżeczki, czysto, co najwyżej śliniak do wytarcia. To, co dzieje się teraz, to sceny dantejskie, a jak pomyślę, że to tak w zasadzie dopiero wstęp (patrząc po 'blw-matkach' z instagrama) to jestem siwa. Ale pokładam wielkie nadzieje w tej metodzie żywienia. Że będzie jeść, nie wybrzydzać i że sprowadzi starszą siostrę na dobre tory jedzenia warzyw, wymuszając jednocześnie większą otwartość w próbowaniu nowych potraw.

Noszę! Ciągle noszę te 8 kg szczęścia i radości. W Tuli, w chuście, na brzuchu, na plecach. Starszą nosił Pan Ojciec, ponieważ rzekomo przeszkadzały mi cycki. A teraz są większe, hmmm... 

Nie pływamy, nie chodzimy na basen, Ale za to mamy większy czill kąpielowy, wody po uszy, żadnych chemicznych pieniących wynalazków, sama woda ewentualnie siemię lniane. I skóra jak pupcia niemowlaka. 

Nie wiem jak zakończyć tego posta, a już późno i oko mi leci, więc może tylko jeszcze przekażę wiadomość, że aktualnie się odrobaczamy. Czas najwyższy, bo wszelkie bóle brzuszkowe starszakowe, problemy ze skórą i zahwiana odporność mogły być spowodowane podgryzaniem  od środka i chyba nareszcie trafiłyśmy na lekarza, który rzeczywiście się zainteresował. Trzymajcie zatem kciuki co by wszelkie robale wylazły. Poprawa jest u nas bardzo pożądana.

niedziela, 5 października 2014

Czy się rozdwoję?

Drogi Czytelniku,

Jeśli kiedykolwiek spotkałeś Matkę Córek, z córkami, czy też bez, i wydała Ci się ona jakaś taka ładniejsza niż zwykle, uczesana, z kreską na oku, a jej ubranie różniło się od tego, w którym do tej pory widywałeś ją na co dzień - to wiedz, że Ona właśnie tego dnia miała dla siebie więcej czasu. 

Że Młodsza Córka spała dłużej niż pół godziny, a Starsza zajęła się w ciszy rysowaniem, albo w ogóle była w przedszkolu. Że mogła w spokoju wypić kawę, zasiąść na tronie, wziąć prysznic, popatrzeć w lustro krytycznym okiem przed wklepaniem podkładu. Że nie musiała biegać między kuchnią a łazienką, robiąc kakałko, kanapkę, warkocz, z cycem na wierzchu jednocześnie myśląc jak tu dziś zaczesać swoje włosy żeby nie było widać, że tłuste. 

Małżona znowu nie ma. Kolejne dwa tygodnie same baby w chacie, plus taki, że już po remoncie. Niestety efektów nadal nie mogę zaprezentować, bo skończył mi się hajs i nie ma dodatków. I zamiast w pudełeczkach, ładnie, poukładane, wszystko jest rozpiździelone na półkach.. Ale jest moc, jest fajnie, udało się.

Wracając - jesteśmy same. Jak już Szarańcza wieczorem padnie, jak już Młoda wygłaskana i wytulona, a Starsze po czytaniu i oglądaniu bajek, jak ja już padam na kanapę to.. nie wiem co robić! Otwierać browara? Odpalać serial? Może chałupę ogarnąć? Pranie? Gdzie tu czas na bloga? Na pisanie tych zmieniających świat postów? Na obrabianie zdjęć (buhaha)?

Jak Wy, Inne Matki Blogujące i zaglądające do mnie czasem, znajdujecie na to czas? Jak ogarniacie rzeczywistość? Jakim cudem robicie pięknie ustawione zdjęcia owsianki i jeszcze starczy Wam czasu na opisanie w jaki sposób ją zrobiłyście? Szczerze podziwiam! To musi być jakiś myk z planowaniem, z organizacją siebie w czasie, z... odrobiną czarów, oczywiście.

Dzisiejsze targi Mamaville we wrocławskim Browarze Mieszczańskim były nie lada wyzwaniem. Miałam ambicję zdążyć na otwarcie o 10:00 - byłam o 11:30. Półtorej godziny na wspomniane wyżej kakałko, kanapkę z dżemem, warkocza i spinki, ubranie, cycowanie, przewijanie, tulenie (bo przecież lęk separacyjny to obecnie największy dziecięcy dramat, do kibla nie mogę wyjść), znowu karmienie, kanapki na drogę, siku, ooo może skoczę na 3 minuty pod prysznic? Nie łudziłam się, że uda sie z włosami, więc po prostu je spięłam. Makijaż zbędny wynalazek, dobrze, że wożę w aucie szminkę i tusz, a droga do Browaru usłana jest sygnalizacją świetlną.

Targi super, cudeńka hand made, piękności z niebotycznie wysokimi cenami na metce. Udało się upolować Kollale (dla Starszej i Młodszej, która wciąż łysa jak polana), skrzydełka do fotelika Czikimonkey, komin dresowy od Papapa Kidswear (w pakiecie poznać uroczą Anię z bloga Budzikowego:*) i gwiazdkowe paputy od Titot. Tiulowe spódniczki, pompony, szmaciane lale i drewniane cudaki muszą poczekać na lepsze czasy. Zostawiłam w Browarze majątek, nie mówcie mojemu Mężowi, ale mogłoby być znacznie gorzej gdyby mieli tam terminale;)